No bo co na litość boską może być takiego trudnego w zorganizowaniu przyjęcia urodzinowego dla pięciolatka? No teoretycznie nic, tort, zabawy i już, wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni.
Jeśli ktoś mi powie, że tak to właśnie wygląda i jest takie proste to ja śmiechem delikwenta zabiję!
No ale od początku.
O tym, że przyjęcie będzie, o tym że jacyś koledzy zaproszeni i że miejscówkę trzeba zarezerwować z dużym wyprzedzeniem wiedziałam już dawno. Tyle tylko, że jak to ja uważałam, że zdążę, że przecież jest jeszcze czas, że teraz nie zamówię, bo z kasą krucho, a później to przecież się kasa znajdzie no bo będzie musiała. Dzidkowi się nawet przez moment wydawało, że przecież parę kolegów, kawa dla rodziców i imprezka z cyklu „domówek” Taaak..
Tak się składa, że żyjemy w kraju, gdzie nie ma że parę kolegów tylko jak coś cała klasa, a że dodatkowo akurat w klasie Oskarka moda na wielkie przyjęcia urodzinowe i on po tych przyjęciach chodzi no to sam takowe chciałby mieć. W sumie to było kilka opcji, najpierw, że chce zaprosić całą klasę, później z jego wyliczeń wychodziła jakaś połowa, później sami chłopcy i tak w kółko. Więc żeby już zawczasu zapobiec ewentualnej katastrofie postanowiłam, że bezpieczniej jednak będzie zaprosić całą klasę i tak też zrobiłam!
No ale jak już wcześniej wspomniałam wydawało mi się, że mam jeszcze czas. Aż tu nagle zaczęły się sypać zaproszenia na imprezy urodzinowe kolegów i koleżanek w terminach tydzień przed i po weekendzie urodzinowym Młodego. I tak w akcie desperacji i pełna obaw, że nie wcisnę się z terminem (tak żeby nie pchać się na czas bliski świętom wielkanocnym) walnęłam datę 27 marca. No co? Niedziela, dzień wolny, a większość imprez, na które zaproszony był Oskarek odbywała się właśnie w niedzielę więc rewelacja. Szczerze się ucieszyłam, że tak sprytnie wyłapałam ten termin.
No i tutaj zaczyna się ta mniej przyjemna część historii…. No bo jak wiadomo tutaj w UK oni w wielu kwestiach są dla nas dziwni. Między innymi z obchodzeniem Mother’s Day. No bo wiadomo u nas ten Dzień Matki to stała data, maj, piękna pogoda, wiosenne spacery, konwalie…. Ale nie tutaj! Tutaj byłoby to za proste. Tutaj nie ma stałej daty, jest jakiś system, że któraś tam niedziela i akurat w tą cholerną niedzielę zupełnie nieświadomie postanowiłam zorganizować Młodemu przyjęcie urodzinowe.
I jak już myślałam, że może to nie będzie jednak taki duży problem to kuźwa jedna odmowa bo Dzień Matki, druga to samo i trzecia…
Przyznaję się, że zaczęłam panikować, te urodziny śniły mi się po nocach, w sensie ta planowana impreza urodzinowa. No bo co tutaj zrobić. Przeczytałam chyba wszystkie fora internetowe, na których mamy dzieliły się swoimi przemyśleniami na temat Birthday Party w Mother’s Day. Niby mieli rację ci, którzy twierdzili, że kto ma przyjść to przyjdzie i że bez przesady dwie godziny imprezy urodzinowej dziecka raczej nie zachwieją świętowania Dnia Matki tym którzy w jakiś specjalny sposób ten dzień obchodzą.
I ja naprawdę w to na początku uwierzyłam. No ale że jednak intuicja podpowiadała mi, że może warto tą datę zmienić i jak się okazało była taka możliwość (łącznie z salą której znalezienie było naprawdę cholernie dużym wyzwaniem) to przyjęcie urodzinowe odbędzie się dzień wcześnie,j w sobotę.
A, że zaproszenia na niedzielę już zostały rozdane to trzeba było je od nowa wypisać i rozdać w tempie ekspresowym i co najważniejsze ogarnąć to całe zamieszanie związane z potwierdzaniem obecności. No bo z tymi, którzy już tą niedzielę potwierdzili trzeba było pogadać, poinformować, przeprosić i zapytać czy jednak ta sobota też będzie ok. Ile stresu mnie to wszystko kosztowało i kosztuje nadal wiem tylko ja. I ta gonitwa myśli czy aby dobrze robię, czy to na pewno jest dobra decyzja…
Tak czy inaczej mam nadzieję, że faktycznie koledzy i koleżanki Oskarka dopiszą i sprawią, że ten dzień będzie dla Młodego wyjątkowy. Spora w tym praca rodziców, żeby jednak znaleźli czas i mimo tego całego zamieszania chcieli z tymi dziećmi być na przyjęciu urodzinowym Oskara. No bo o ile celebrowanie Dnia Matki rozumiem, tak to, że rodzic pracuje czy będzie super zajęty w sobotę jakoś średnio do mnie przemawiają. Z kimś to dziecko w końcu zostaje i ktoś może temu dziecku towarzyszyć, czyż nie?
Inna rzecz, która mnie trochę rozwaliła apropo urodzin Oskara to to jak ludzie odbierają zwykłą rozmowę o kosztach zorganizowania takiego przyjęcia, które nie ukrywajmy są diabelnie wysokie. No bo sala, dmuchany zamek, pani od animacji, wypasiony tort itp. I gadasz sobie o tym jak trudne pod wieloma względami jest zorganizowanie takiej imprezy, ktoś pyta Cię o koszty, Ty odpowiadasz, swobodnie rozmawiasz o tym, że koszty takiego przyjęcia to tak naprawdę całkiem fajny prezent dla dzieciaka i tym podobne gadki. No i mówisz, że zawaliłaś z tą datą, że to wszystko to stres, że zależy Ci na tym aby dziecko było zadowolone i słyszysz coś w stylu „nie przejmuj się, wydałaś tyle kasy, że musi być fajnie”. Zamurowało mnie, no bo nie o kasę w tym wszystkim chodzi, nie o pokazanie, że mnie stać czy nie stać, albo jak drogie przyjęcie wprawię i czy będę lepsza/gorsza od innych. Mówię więc, że to przecież nie o pieniądze chodzi! Ale tak sobie pomyślałam, że po co tłumaczyć takie rzeczy komuś, kto z naszej wcześniejszej rozmowy zapamiętał tylko cyferki, a nie to jak mówiłam, że zależy mi na zadowoleniu i szczęściu Syna…
Teraz pozostaje mi tylko doorganizować wszystkie niezbędne duperele i mieć nadzieję, że to będzie cudowny i wyjątkowy dzień…dla Oskarka, dla nas, dla wszystkich gości 🙂