Właśnie tak! Tak jakby los obrał sobie za cel rzucanie mi kłód pod nogi. Tak jakby czerpał z tego jakąś porąbaną przyjemność. Taki sadysta, która upaja się widokiem swojej cierpiącej ofiary.
Ofiary, której powoli wyczerpują się pomysły jak to przetrwać, jak nie zwariować od nadmiaru trosk. Jak poradzić sobie z rozwiązywaniem coraz bardziej wymyślnych problemów, w jaki sposób jeszcze zaklinać rzeczywistość… i sprawić żeby los się odwrócił!
Jeśli właśnie teraz ktoś z Was pomyślał sobie…ojejku na tym polega dorosłość, każdy ma problemy, ależ ona się nad sobą użala i tym podobne budujące frazesy to powiem wprost … milcz, nie odzywaj się, ugryź w język, nie komentuj, nie pisz, nie zawracaj mi dupy!
Nie, nie, ja nie szukam współczucia, raczej zrozumienia, wysłuchania (wczytania się), a może po prostu chcę pokazać, że Ty tam po drugiej stronie monitora nie jesteś sam(a) w swojej niedoli, że kurde nie tylko Ty masz już najzwyczajniej w świecie dosyć!
I na nic tutaj dobre rady typu nie przejmuj się, nie przesadzaj, nie stresuj się tak, nie denerwuj na zapas, zadbaj o siebie, martwię się o Ciebie (chociaż akurat to jest miłe i budujące)… Się po prostu nie da i tyle!
Nie będę pisać co i jak, nie o to chodzi. Każda, każdy z Was ma swoje troski, wiedz tylko, że nie jesteś w tym wszystkim sam(a). Nie tylko Ty wymiękasz, nie tylko Ty przypłacasz to zdrowiem, dupnymi relacjami w domu, w pracy, brakiem cierpliwości, bezsennymi nocami i Bój jeden raczy wiedzieć czym jeszcze!
Podobno dostajemy tylko to, co jesteśmy w stanie znieść…nie wiem czy to dobrze czy źle, ja nawet nie wiem czy tak jest naprawdę. Nie wiem też czy mogę traktować to jako obietnicę, światełko w tunelu w oczekiwaniu na dobre bądź złe wiadomości… Ja po prostu wiem czego boję się najbardziej i czego znieść bym na pewno nie potrafiła…!