Że niby kompromis ma być lekarstwem na wszystko: na nieporozumienia, na udany związek, dobrą relację i tak dalej…
To ja się pytam co w sytuacjach kiedy na kompromis nie da się pójść bo i tak zawsze któraś ze stron będzie pokrzywdzona? I nie chodzi tutaj o brak chęci czy zawziętość. Nie ukrywajmy są w życiu takie sytuacje, w których kompromis może być jedynie pobożnym życzeniem czy pustym frazesem nie mającym prawa bytu w rozwiązaniu problemu.
Pierwszy przykład: dwoje ludzi, partnerzy, zakochani w sobie po uszy, planujący wspólną przyszłość tyle tylko, że jedno z nich pragnie dziecka, drugie absolutnie go nie chce. Albo mają już dziecko i ona albo on chce kolejnego, a druga połówka już nie koniecznie (czytaj nie i koniec). Co ma być kompromisem w tej sytuacji? Przecież nie będą trochę mieć dziecka, a trochę nie.
Owszem mogą spędzić długie godziny na przegadywaniu tematu, ona może użyć swoich sztuczek (tych z serii ciosów poniżej pasa) i bez jego wiedzy nie wiem przestać stosować antykoncepcję, ale to nie jest żadne rozwiązanie. Nie o to tutaj chodzi. Nie o zmuszanie drugiej strony do zmiany decyzji czy stawianie jej przed faktem dokonanym. Tutaj po prostu nie ma miejsca na żadne kompromisy, jeśli taka para zdecyduje się dalej ze sobą być to jedna z tych osób zawsze będzie nosiła w sobie żal za niespełnione marzenia.
Kwestia ślubu kiedy jedna osoba chce, drugiej wystarczy życie w nieformalnym związku. I znowu kompromis czyli, że co? Że sam ślub kościelny czy cywilny (chyba jeszcze jest taki podział)… Czy może noszenie obrączki na palcu bez tych formalnych ceregieli, albo nazywanie drugiej połówki mężem/żoną ot tak dla zasady, traktowanie tego jako skrót myślowy nic więcej. Z resztą sugerując małżeństwo unika się wielu niewygodnych pytań i stawia się siebie w wygodnej pozycji pod tytułem „przecież jesteśmy razem jest dobrze jak jest”.
No to ja się pytam gdzie tutaj miejsce na uczucia i potrzeby drugiej strony? Jak w tej sytuacji miałby ten kompromis wyglądać?
Przeprowadzka, bo ona czy on znaleźli super pracę. Wiadomo dane szanse należy wykorzystywać, bo inaczej się mszczą! Co jednak jeśli wiąże się to z tym, że jedna z uwikłanych w daną sytuację osób musi porzucić swoje marzenia, pracę, rodzinę, przyjaciół, szansę rozwoju zawodowego? Co ma być tutaj kompromisem? Nie wiem ci ludzie mają spotkać się w połowie drogi czyli, że gdzie? Jedno z nich w ramach kompromisu ma zrezygnować ze wszystkiego? W imię czego? Błędnie pojętej miłości?
Kompromis to spotkanie się w miejscu, w którym dwoje ludzi faktycznie chce albo po prostu godzi się być. To kwestia akceptacji sytuacji i poświęceń jakie muszą stać się naszym udziałem. To też, a może przede wszystkim realna ocena tego czy w tym konkretnym punkcie zwrotnym naszego życia jest miejsce na jakikolwiek kompromis.
Wszelkie tego rodzaju kryzysy (bo niewątpliwie te i wiele innych sytuacji nimi jest) należy przegadać, rozważyć wszystkie za i przeciw. Należy pochylić się nad emocjami drugiej osoby, nie zapominając jednak o sobie, o własnych potrzebach i uczuciach.
Dbajmy o siebie nawzajem, jak zawsze zachowując jednak rozsądek i odrobinę zdrowego egoizmu!