Dawno mnie tutaj nie było nie da się ukryć. Galopujące życie, zapieprz na maksa, brak czasu i totalne zmęczenie, takie które powoduje, że wieczorem nie usypiam a padam swoje zrobiły. Przeszło mi nawet przez myśl, że oto pisanie bloga skończę szybciej niż zaczęłam. Pomyślałam sobie jednak, że szkoda by było rezygnować z czegoś czego nawet się jeszcze dobrze nie rozkręciło. Za każdym razem gdy myśli pięknie układały się w historie warte spisania plułam sobie w brodę, że nie mam albo siły albo czasu na to żeby usiąść i podzielić się z Wami tym co mi w duszy gra.
Myśli bywają ulotne, a pamięć zawodna, mimo to podzielę się z Wami kilkoma spostrzeżeniami, tak ogólnie bez zagłębiania się w zbędne szczegóły…
Dalej i wciąż nie radzę sobie z hipokryzją. Nie lubię odgrywania przed kimś szopek, dla każdego inne przedstawienie.
Nie lubię jak ktoś się ze mną na coś umawia, a później ma to centralnie w dupie sprawiając, że po pierwsze czuję się „confused”, a dwa najzwyczajniej w świecie mam problem z organizacją otaczającej rzeczywistości.
Frustracja związana z własną sytuacją życiową bardzo łatwo znajduje ujście w byciu złośliwym dla drugiego człowieka.
Nie cierpię u siebie takiego poziomu zmęczenia, że łzy bezsilności płyną strumieniami, a pomocy brak.
Na dłuższą metę nie ogarniam problemów finansowych, ciągłe zastanawianie się co z tego co trzeba można kupić, zapłacić,najzwyczajniej w świecie mnie dołuje.
Nie lubię siebie takiej jak teraz, to znaczy nie dbającej wystarczająco o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne…
Nie lubię siebie odpuszczającej w sytuacjach kiedy powinnam znaleźć siłę żeby zawalczyć o zdrowie i dobre samopoczucie najbliższych mi osób.
Chciałabym znaleźć w sobie tyle siły żeby w końcu te wszystkie postanowienia o zmianach wprowadzić w życie i przestać narzekać.
Staram się zaakceptować w sobie nieśmiałość, zaakceptować siebie taką jaką jestem (a łatwe to nie jest).
Choćbym nie wiem jak próbowała zaklinać rzeczywistość to nieprzepracowane odpowiednio emocje, relacje i zdarzenia zawsze wrócą. Z różnym natężeniem, ale wrócą!
Znudziło mnie ciągłe czekanie na czyjeś zainteresowanie moją osobą…
Chyba już nie mam siły na bycie miłą w sytuacjach kiedy zamiast tego powinnam być szczera…
Postanowiłam również bardziej wsłuchać się w siebie, swoje potrzeby, emocje…. Najtrudniejsze w tym wszystkim wydaje się być podjęcie odpowiednich kroków w celu poprawienia swojej sytuacji. To tak jakby stawać się coraz lepszym teoretykiem z totalnym brakiem umiejętności wprowadzenia potrzebnych zmian w życie…
Zastanawiam się czy zdążę wprowadzić w swoje życie te niezbędne zmiany zanim ktoś spróbuje zrobić to za mnie….
A żeby nie zwariować niemalże wyszarpuję odrobinę czasu na czytanie…pomaga bardzo, jak (prawie) zawsze!