No jest taki typ człowieka, który chyba już w naturze ma zapisany kod działania w stylu „coś spieprzyć” i co gorsza najczęściej nie sobie a drugiemu człowiekowi. Decyzje, pomysły i działania tego kogoś świadomie bardziej bądź mniej zawsze prowadzą do jednego…do spierniczenia komuś jego planów, nastroju czy co tam jeszcze można spieprzyć. I często zwykłe niewinne decyzje wpływają na zachwianie panującej w życiu drugiego człowieka równowagi.
I żeby to się odbyło raz czy dwa…ale nie… Czasami to się zastanawiam czy to kwestia egoizmu, braku empatii, głupoty czy bycia chodzącą wredotą?! Zaraz potem myślę sobie o konkretnych osobach z mojego otoczenia i osobach które kiedyś los postawił na mojej drodze i dochodzę do wniosku, że co by to nie było to wywołuje to we mnie działanie w stylu „Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie”. I kurde jeśli należysz do jednej z tych osób, które swoim jestestwem zawsze albo prawie zawsze wywołują we mnie to poczucie, że znowu muszę godzić się na coś na co nie mam najmniejszej ochoty to nie dziw się, że nie będę piała z zachwytu na twój widok albo najzwyczajniej w świecie będę próbowała żyć spokojnie nie szukając z tobą kontaktu. I nie interesują mnie tłumaczenia w stylu „to było nieświadome”. Takie mogło być za pierwszym, drugim, dziesiątym razem, z biegiem czasu kiedy już się „trochę” znamy takie działania to twój świadomy wybór i cios skierowany przeciwko mnie!
I tutaj male sprostowanie, to nie jedyny powód dla którego ucinam pewne relacje albo mocno je ograniczam…
Kolejny typ człowieka to taki, który to przy innych pokazuje jaki to jest super fajny, kochany, czuły, zaradny i w ogóle „naj”, a w życiu powiedzmy sobie szczerze bywa różnie. Ja nie twierdzę, że na każdym kroku ktoś ma okazywać swoje słabości, ale granie przed innymi kogoś kim naprawdę się nie jest to już dla mnie za dużo. Wiadomo, że człowiek czasami się hamuje, zwłaszcza w obecności innych ludzi, ale udawanie…? Ta cała szopka to odgrywanie relacji takich, jakimi powinny być a nie są to nie pokaz umiejętności panowania nad własnymi emocjami to jawny przejaw manipulacji. To chyba też świadomość swoich niedoskonałości, z którymi nie ma się ochoty nic zrobić. I tak czasami się zastanawiam czy to ze mną jest coś nie tak i się czepiam czy może jednak to normalne,że grę aktorską wolałabym oglądać w kinie bądź na deskach teatru.
I tutaj pojawiam się ja, typ człowieka, który sobie z takimi rzeczami nie radzi. Zamiast mówiąc kolokwialnie olać temat to najzwyczajniej w świecie przeżywam, analizuję i rwę sobie włosy z głowy jakby to miało coś zmienić…
Chociaż tak, coś to zmienia, wpływa na moje samopoczucie, które z każdą kolejną minutą spędzoną w towarzystwie takiej osoby zaczyna być coraz bardziej gówniane….
Biorąc pod uwagę powyższe z jeszcze większą siłą i zaangażowaniem doceniam tych dobrych i fajnych ludzi, którzy są ze mną i przy mnie w taki czy inny sposób. W końcu nie chodzi o bycie idealnym ale szczerym, uczciwym, empatycznym…
Chodzi o bycie taką osobą, z którą utrzymywanie kontaktów to mimo pojawiających się też gorszych momentów miłe doświadczenie.