I znowu to samo pytanie…czy jaki poniedziałek taki cały tydzień? Mam ogromną nadzieję, że tak właśnie będzie. Po wielkim, wręcz ogromnym stresie ten tydzień zaczęłam z ogromną ulgą, radością i wdzięcznością. To był naprawdę wyczerpujący i pracowity dzień, pełen tych rzeczy do zrobienia na już czy nawet bardziej na wczoraj. Lista rzeczy do zrobienia zapisana w kalendarzu nie miała końca, ale jakoś to wszystko poszło. Poszło bo w momencie kiedy otrzymujesz telefon, że badania Twojego dziecka są ok, a sugerowano coś naprawdę poważnego to wszystkie inne problemy albo przestają istnieć albo przestają mieć takie znaczenie i rangę, jaką wcześniej im nadawałaś.
I właśnie wtedy po dwóch tygodniach bezsennych nocy, nie jedzenia (no prawie…) i desperackich próbach poradzenia sobie ze stresem nagle zaczynasz ogarniać życie. Nagle zauważasz, że jedna jaskółka jednak może czynić wiosnę, po prostu żywisz ogromną nadzieję, że tak właśnie jest. Inne sytuacje które tak mocno Cię stresowały nagle schodzą na drugi plan. Wiesz, że nie masz wpływu na pewne rzeczy, decyzje innych i najzwyczajniej w świecie odpuszczasz. Robisz co możesz żeby ogarnąć daną sytuację, a resztę przy minimalnym już stresie pozostawiasz losowi.
Przy okazji tych wielkich stresów i wdzięczności jaka towarzyszy Ci już od kilku godzin uświadamiasz sobie, jakie to jest fajne uczucie. Ile daje spokoju i jak może zmienić Twoje nastawienie i spojrzenie na różne sytuacje, w które jesteś uwikłana(y). Ja nie mówię, że od jutra zacznę 90 dniowe wyzwanie wdzięczności czy coś tędy, ale obiecałam sobie, że bardziej skupię się na tych „małych” rzeczach zamiast czekać na wielkie fajerwerki.
Banalne to, ale właśnie z takich „banałów” składa się życie, moje na pewno!