Ja nie wiem czy to kwestia zmęczenia, przeciążenia, bycia upierdliwym czy po prostu taka moja natura i czas się z tym pogodzić. W sensie ostatnio wkurwia mnie dosłownie wszystko i wszyscy. Wkurza mnie bajzel w domu, którego nie mam czasu posprzątać, a te cholerne krasnoludki jakoś nie spieszą z pomocą, wkurza mnie marudzenie innych i ciągłe obarczanie mnie swoją złą energią, do szału doprowadza mnie to poczucie, że nie ogarniam, nie nadążam, nie potrafię sprostać tym wszystkim wymaganiom, które nie ukrywajmy w dużej mierze sama sobie stawiam. Nie poprawia humoru fakt, że lada moment stracę pracę przez brak tych diabelnych szczepień na covid (tak nie szczepię się, mam swoje powody i darujmy sobie gównoburzę na ten temat)! Irytujące jest, że nawet radia posłuchać się nie da bo co chwila temat covidowych czy też grypowych szczepień, maseczek, nowe statystyki wyssane z palca i tak w kółko, non stop! Obejrzałabym coś fajnego w telewizji tak dla odmóżdżenia ale telewizor szlag trafił. Aż się boję pomyśleć co będzie następne…
W chwili obecnej nie mam już siły na nic, jakoś mam nadzieję chwilowo tylko ale uleciało ze mnie życie…zapał, energia, radość i umiejętność pozytywnego myślenia.
I pewnie wiem, że wszystko się w końcu jakoś ułoży, bo zawsze się układa. Pytanie tylko ile jeszcze to potrwa i jak wiele jeszcze przyjdzie mi przyjąć na przysłowiową klatę…
Póki co najchętniej bym siadła i otworzyła tą butelkę wódki kupioną do celów leczniczych (wódka z pieprzem na uciążliwy ból żołądka jakby ktoś z Was jeszcze o tym nie słyszał). Nie zrobię tego, bo praca, bo jak to rano jest i nie wypada, bo nie!
Pewnie teraz sobie pomyślisz, to skoro taki bajzel to posprzątaj, skoro tracisz pracę to poszukaj nowej i tym podobne dobre rady. Otóż wyobraź sobie, że to robię, cały czas, tyle tylko że efektów póki co nie widać, albo są ale znikają szybciej niż się pojawiły.
Nie siedzę bezczynnie, odmawiam sobie chwili tylko dla siebie bo ciągle „coś”. Nadchodzi jednak taki moment jak ten, gdzie po prostu zostawiasz to wszystko bo nie masz siły na dalszą walkę, bo psychicznie i fizycznie nie ogarniasz.
EDIT
Chyba z przymusu znalazłam dla siebie trochę czasu, nie mogąc spać zarwałam pół nocy czytając książkę dawno już zaczętą… I fajnie, nie żałuję tych nieprzespanych godzin, czasami trzeba, a czytanie zawsze wyciągało mnie z otchłani jak już w takową wpadałam…