Zgaduję, że pierwszą myślą wielu z Was w ten noworoczny poranek jest coś w stylu „Aby ten rok był lepszy od poprzedniego”. Przyznaję, że właśnie takim zdaniem miałam rozpocząć ten wpis, jednak niejako w tym samym momencie do głowy przyszła myśl „Ale serio?!”. No bo oczywiście można narzekać od samego rana i od samego początku roku, tylko po co? Ubiegły rok tak jak pewnie dla wielu z Was był jak równia pochyła…raz na górze, raz na dole, a innym razem w ogóle w jakiś emocjonalnych podziemiach. Rok 2024 nie był idealny, był jednak najlepszy jaki mógł być. Dał mi wiele lekcji, niezliczoną ilość huśtawek emocjonalnych, pozwolił bardziej zagłębić się w ludzką naturę, pozwolił mi lepiej poznać samą siebie i swoje potrzeby oraz przyznać się przed sobą samą i innymi do ogromnych słabości. Dał mi szansę na sprawdzenie się w nowym środowisku pracy i poznanie wielu ciekawych ludzi, jak i również na zweryfikowanie pewnych znajomości czy bliskich realcji, które jak się okazało nie zawsze były takie jak powinny.
Mam tutaj na myśli relacje, które choć bliskie dały mi ogromną lekcje życia i utrwierdziły mnie w przekonaniu, że ponad wszystko należy zadbać w pierwszej kolejności o siebie. Nie, nie jest to egoizm, a zdrowy rozsądek. Nie możemy pozwolić na to, aby ktoś obwiniał nas za swoje niepowodzenia czy zły czas jaki teraz przechodzi. Nie ma w tym naszej winy. Naszą powinnością (oczywiście o ile tak czujemy) jest pomóc, wesprzeć drugiego człowieka, ale i tutaj jest pułapka. Często najbliższe nam osoby oczekują od nas tańczenia w rytm muzyki, jaka gra w ich duszy. To duże wyzwanie, właściwie misja nie do wykonania, to coś na co nie możemy się godzić! Z własnego doświadczenia wiem, że stawianie granic broniących naszego zdrowia psychicznego i dobrego samopoczucia to jest ogromne wyzwanie i bardzo ciężka praca połączona z dodatkowym ładunkiem skumulowanych czyiś emocji wylanych na nas niczym wiadro pomyj. I to właśnie jest najgorsze…albo raczej powinnam pwiedzieć jest to jedna z cięższych lekcji jakie musimy odrobić. Jest to starcie się dwóch światów, poglądów, spojrzeń na świat przy braku miejsca i często chęci na kompromis. To jest totalna walka mająca na celu obronę samego siebie, to wyrzuty sumienia, smutek i oddalanie się od siebie. To zastanawianie się dlaczego bliski Ci człowiek tak bardzo gardzi Twoją wolnością, a często też zastanawianie się dlaczego kogoś tak bardzo kole w oczy Twoje szczęście (chociaż odpierasz tą myśl całym sobą, wciąż nie mogąc pogodzić się z faktem, że tak właśnie może być). Jest to sytuacja bardzo ciężka dla obydwóch stron.
Istotną kwestią jest to dlaczego ludzie nie potrafią czy wręcz nie chcą zaakceptować naturalnego procesu zmian. Relacje się zmieniają dopasowując się do tworzonej przez nas na nowo rzeczywistości. Osobiście uważam, że brak akceptacji tych zmian wynika z obawy przed utratą kontroli nad czyimś życiem i uczucia ogromnej samotności.
To kwestia również tego, że ktoś zatrzymał się na pewnym pasującym mu poziomie samorozwoju lub stawia na rozwój w zupełnie innej dziedzinie, podczas gdy Ty każdego dnia ciężko pracujesz nad swoją duchowością i samoświadomością.
Ostatnio ktoś mi powiedział, że niektórzy ludzie nigdy się nie zmienią, nie zdecydują się na szeroko pojęty rozwój bo mają w tym życiu swoją rolę, którą mają… przeżyć. To tak jakby to było ich zadanie do wykonania podczas tej konkretnej ziemskiej podróży.
Zostawiam to Waszej ocenie, mnie ta myśl pomogła w zrozumieniu i przepracowaniu pewnych istotnych zmian w relacji z bliskimi mi osobami…
Zastanawiam się dlaczego w pierwszym wpisie noworocznym (i to po długiej przerwie) skupiam się akurat na tym aspekcie mojego zeszłorocznego jestectwa… Widocznie pewne wydarzenia w moim życiu odcisnęły piętno większe niż przypuszczałam. Chyba czułam bardzo dużą wewnętrzną potrzebę wyrzucenia tego z siebie…
Życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku, cokolwiek to szczęście dla Was będzie oznaczać!